Aktualności

Otwarcie stada: 22.09.2015r.

Pogoda: liście drzew zdążyły już trochę pożółknąć. Temperatura znacznie się obniżyła, częstym zjawiskiem jest ostatnio drobny deszcz. Najwyższe szczyty gór są już pokryte cieniutką warstwą śniegu.

wtorek, 1 września 2015

Shademith

 ﴿ Shademith ﴾

Shadi, Shad, Shade

samica Alpha

7 lat

charakter
Shademith jest przede wszystkim bardzo cierpliwą osobą. Nikomu nie życzy źle, stara się pomagać innym, ale też nie ma fioła na punkcie udzielania pomocy każdej potrzebującej istocie. Niewiele jest rzeczy, których się boi, choć nietrudno wystraszyć ją niespodziewanym odgłosem. Raczej spokojna, niewybuchowa i niegwałtowna, kieruje się w życiu zasadami logiki. Przyjmuje każdego członka stada bardzo ciepło, łatwo nawiązuje przyjaźnie. Jest lojalna, najbardziej liczy się dla niej rodzina - a za rodzinę uważa całe stado. Jeśli jej na czymś zależy, dąży do celu tak długo, aż go osiągnie, ale że stara się nie szkodzić nikomu po drodze, czasem zajmuje jej to naprawdę dużo czasu. Lubi słuchać, co inni mają do powiedzenia. Można przyjść do niej z każdym problemem, wszystko będzie próbowała rozwiązać.

No chyba, że jesteś szczenięciem. Choć Dapplepaw nie była nieznośnym dzieckiem i chyba tylko dlatego Shademith pokochała ją na tyle, by nie dać jej odczuć, jak bardzo nie lubi szczeniąt. Robi się przy nich nerwowa głównie dlatego, że nie potrafi się nimi zaopiekować. Irytują ją powtarzane wielokrotnie w ciągu jednego dnia pytania 'dlaczego?', przy szczeniętach też szybciej traci cierpliwość. Jako Alpha stara się jednak być wobec nich miła, co nawet nie wychodzi jej tak tragicznie.

wygląd
Nie wyróżnia się wzrostem, ten jest przeciętny. Ma szczupłe, acz umięśnione ciało pokryte dosyć długą, ciemnoszarą sierścią, która na szczęście przylega gładko do ciała, zamiast się puszyć. Ma jasnoniebieskie oczy, to chyba jedyna cecha, jaką odziedziczyła po niej córka. Shademith niczym nie przypomina swojej matki, jest z wyglądu podobna do ojca, choć trzeba przyznać, że miał on jaśniejszą sierść.

umiejętności
Podczas rytuału jej duchowym przewodnikiem został sokół, a więc może przemieniać się w ptaka. Prócz tego zdolna jest też do przemiany ludzkiej, a przynajmniej tak twierdzili jej rodzice; sama nigdy tej formy nie przyjęła. 

Potrafi pokazać światu coś, co nie istnieje lub ukryć istniejące. Posługuje się całkiem nieźle iluzją. Prócz tego potrafi w pewnym sensie 'nawiedzać'; jeśli uzyska na to zgodę, może przez jakiś czas widzieć coś czyimiś oczami.

Ze względu na zajmowaną wcześniej pozycję głównej szamanki, jest w stanie nawiązywać kontakt z duchami, obecnie jako jedyna w stadzie. Pozwala jej to na przeprowadzanie rytuałów oraz radzenie się duchów przodków, którym najczęściej zadaje pytania o to, co powinna zrobić dla dobra stada.

historia
Urodziła się w stadzie siedem lat temu jako jedyna córka Avirry i Delhaena. Dorastała w stadzie, od początku interesując się głównie szamanizmem. Gdy dorosła i przeszła rytuał, zyskując przewodnika sokoła, została szamanką, a później w krótkim czasie awansowała na główną szamankę. W międzyczasie rozwijała więzi z Baelfirem, w końcu została jego partnerką. Niedługo później urodziła Dapplepaw. Niestety, radość z urodzenia córki szybko ustąpiła miejsca smutku po śmierci ojca, która pociągnęła za sobą także śmierć matki. Shademith zajęła jej miejsce i została samicą Alpha.




3 komentarze:

  1. Samiczka poruszyła barkami, starając się wyczuć grunt, rozruszać i przygotować do skoku. Jej mięśnie napięły się wręcz boleśnie, gdy skupiona, kurczowo czepiała się spojrzeniem pewnego konkretnego punktu; skrawka materiału uczepionego matczynego ogona.
    Jej matka z namaszczeniem wręcz starała się wpoić w Dapplepaw podstawowe wartości. Nie wykorzystywała nianiek, to ona uczyła ją polować, tropić, śledzić ofiarę. To przy niej Dappy po raz pierwszy posmakowała krwi, odebrała zwierzęciu życie. Przy tym wpajano jej, aby zabijanie nigdy nie stało się dla młodej samicy przyjemnością nadrzędną. Matka nie negowała uczucia tryumfu pojawiającego się, gdy starannie wyselekcjonowana ofiara padała pod łapami łowcy. Ona uczyła, że przede wszystkim nie należy igrać z duchami przodków, a przodkowie przybierali formy zwierząt, które zjadali. Jeśliby robić to dla przyjemności, jak ludzie, szybko byśmy wyginęli. Pstrokata piastowała tę zasadę. Pomagała jej się skupić, brzmiąc w jej głowie jak mantra, za każdym razem gdy miała zadać ostateczny cios.
    Materiał powiewał delikatnie, zaś Shademith wylegiwała się w trawie nic sobie nie robiąc z faktu, że właśnie uczyła szczenię polowania. Dappy nie rozumiała jeszcze, że miało to na celu wywołanie jej delikatnej złości, mające ją przygotować do panowania nad nią.
    Sfrustrowana popełniała błędy.
    Wszystko szło perfekcyjnie aż do skoku. Zawahała się, a delikatny żwir przesunął się ze szmerem po wyschniętej ziemi. Kiedy jej łeb zbliżał się do celu, matka od niechcenia zgięła tylną łapę i bezbłędnie trafiła ją w sam środek łba. Dapplepaw pacnęła o ziemię, nie zdążywszy wytracić przekierowanego przez starszą samicę pędu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zirytowana do granic, podniosła się do siadu. Jej ogon wciekle zamiatał za sobą ów żwir, który ją zdradził, a co dodatkowo raniło jej dumę, przypominając o głupim błędzie, który zaważył o dominacji matki.
    - Byłoby łatwiej, gdybyś poświęcała mi uwagę. Skoro tak ci zależy na uczeniu mnie, przynajmniej utrzymuj ze mną kontakt! To poniżające. - Warknęła, ściągnąwszy uszy na potylicę. Od zawsze tak było. Matce często zdarzało się, że uciekała gdzieś myślami, kiedy młoda samiczka zabiegała o jej uwagę. Przy braku innych szczeniąt, Dapplepaw nauczyła się dość szybko zajmować sama sobą. Mówiła coraz mniej, nie pytała o nic, a próbując otrzymać od matki odrobinę ciepła lub uwagi, zwyczajnie wtulała się w jej przednie łapy, gdy ta kontemplowała.
    Tak wyglądał jej świat po śmierci babki i dziadka. Bez nich nie miała do kogo uciec, może poza sporadycznym zaczepianiem reszty członków stada. Ojca bała się wręcz sakramentnie, choć nigdy nie dał jej bezpośredniego powodu, nigdy nie zrobił krzywdy na żadnej płaszczyźnie.
    Szanowała go jak nikogo, jego słowo było dla niej świętością. Myślenie o ojcu, jak zawsze przywołało do jej głowy mgliste wspomnienie, kiedy ledwie posmakowawszy mięsa zapragnęła po raz pierwszy sama opuścić jaskinię i skosztować jeszcze raz ich wczorajszego posiłku. Niezrażona obecnością kruków przy padlinie, beztroska tak, jak beztroskie może być jedynie szczenię, stała się ofiarą ataku kojota. To, co działo się później trafiło do jej pamięci jako seria scen poprzecinana momentami utraty świadomości. Zapamiętała jednak moment, którym ojciec pochylił się nad nią. Choć wtedy nie rozumiała, dlaczego patrzył na nią z takim bólem i czułością w oczach. Przyrzekła sobie jednak, że nigdy więcej nie podważy jego słowa. Nie chciała nigdy więcej widzieć go w takim stanie.
    Wspomnienie uspokoiło ją błyskawicznie. Nie trudno było zauważyć, że owa myślowa wycieczka, która zdawała jej się wiecznością, nie trwała dłużej niż kilka sekund. Na tyle krótko, by jej matka nie zdążyła odpowiedzieć na impertynencką wypowiedź młodej.
    Na szczęście.
    Już zupełnie potulna, położyła się znów pomiędzy łapami matki, jak miała w zwyczaju (choć teraz mieścił się tam jedynie jej łeb) od małego.
    - Masz rację, przepraszam. - Zamknęła oczy, wzdychając.

    OdpowiedzUsuń
  3. Łatwiej było jej się skupić, kiedy robiła coś niewymagającego umysłowo. Gdy samica mówiła, Pstrokata z zapamiętaniem oblizywała jej łapę, którą miała bezpośrednio pod pyskiem, ułożywszy ją sobie pomiędzy swoimi.
    - Ciężko jest myśleć o tym, że już niedługo dostanę to, czego chciałam jako szczenię. Wolność. Gdybym wtedy wiedziała, jak duża odpowiedzialność się z tym wiąże! - Zaśmiała się pod nosem, oblizując pysk i pozwalając, by matka się podniosła.
    Im szybciej zbliżał się rytuał, tym bardziej wszyscy się denerwowali. A jej zaczynało się to udzielać. Miała wrażenie, że każdy z członków stada oczekuje od niej, że wrodziła się w rodziców, że będzie godną dziedziczką... Że w jakiś mistyczny i magiczny sposób nagle dorośnie i zmądrzeje, bo to przecież dzień oznaczający, że stanie się dorosłą waderą! Cała ta presja działała jej na nerwy, przez co ostatnio po raz pierwszy podniosła głos na ojca. I choć ten nie zareagował, jej organizm ukarał ją za dwóch Baelfire'ów - biedne serce samiczki nieomal wyskoczyło spomiędzy struchlałych ze strachu piersi.
    Otrzepawszy się po wstaniu, skierowała się w ślad za matką. Widząc, że samica znowu się zamyśliła, ugięła łapy i skoczyła przed siebie, aby w końcu zedrzeć z jej ogona materiał, który miała za zadanie złapać. Tryumfalnie mrucząc w głębi gardła, przyspieszyła do chodu przypominającego koński kłus, aby zrównać się ze starszą samicą.
    Zawsze tak robiła, kiedy coś zaczynało trapić matkę. Niestety często z miernym skutkiem.

    OdpowiedzUsuń